Miike Snow – „Happy to You”

22 marca 2012
ok. 2 minut czytania

I bynajmniej nie jest to krytyka. „Happy to You”, tak jak imienny poprzednik, to przyjemna, niezobowiązująca propozycja z wdziękiem łącząca pop i muzykę taneczną, uszlachetniona subtelnym, alternatywnym sznytem. Dużo fajnych melodii (jak wiemy, Szwedzi są w tej kwestii mistrzami), w skandynawsko-melancholijnych numerach pojawia urzekający klimat, całości dopełniają zgrabne aranżacje (a to jakieś ponure dęciaki, a to zapętlony motyw fortepianowy jak w przepięknym „The Devil’s Work”). Jest nawet wspaniała Lykke Li w nieco mrocznym „Black Tin Box”.

Słucha się tego niewiarygodnie dobrze. Pasuje jako tło do pracy czy spotkania ze znajomymi, idealne na rower, umilające mycie okien czy pieczenie sernika, a niektóre piosenki można spokojnie przemycić na imprezę (niech ktoś spróbuje stać spokojnie przy „Paddling Out” – ja próbowałam, nie da się). Największą zaletą, a zarazem wadą zestawu jest nienachalność. Bez wątpienia to pozytyw, gdy akurat słuchamy tych piosenek, gdy muzyka swobodnie wybrzmiewa, nadto nas nie absorbując, Ale tym samym, po kilku miesiącach, a może nawet tygodniach Miike Snow uleci z naszej pamięci, a zastąpi go inny, równie miły wykonawca.

Może przydałoby się więcej przebojów, a mniej zapychaczy, które jednak zdominowały środek drugiego dzieła Szwedów. A może na odwrót, więcej wyrafinowania, pomysłowości, kosztem chwytliwości. Na chwilę obecną „Happy to You” i w ogóle Miike Snow to tylko/aż miła w odbiorze rzecz.