Mr. Big – „What If…”

31 lipca 2011
ok. 2 minut czytania

Większość kojarzy pewnie Mr. Big z hitu „To Be With You” i może jeszcze paru piosenek, które w pierwszej połowie lat 90. regularnie pojawiały się w MTV. Cóż, od tego czasu zespół wydał kilka płyt, które znakomicie radziły sobie w Japonii i rozstał się z gitarzystą, Paulem Gilbertem. Teraz grupa wraca w oryginalnym składzie, proponując dokładnie taką muzykę, jaką tworzyli dwie dekady temu.

Na „What If…” nie znajdziemy hiciora pokroju akustycznego klasyka, ale kwartet znakomicie radzi sobie z pisaniem wpadających w ucho piosenek. Zestaw w większości wypełniają klasyczne rockery. Numery prowadzone chwytliwymi riffami, napompowane hardrockową energią, czasem ozdobione tamburynem, z łatwymi do zanucenia refrenami i zgrabnie akcentującą perkusją (podsumowujące wszystko, co powyżej, świetne „I Won’t Get In My Way”). Czasem gdzieś przemknie jakiś mile łechczący groove („Once Upon a Time”), czasem pojwią się jakiś gitarowe akrobacje („Still Ain’t Enough for Me”), odrobina bluesa („American Beauty”) a nawet celtycka dusza („Nobody Left to Blame”). Oczywiście nie zabrakło ballad – tych wzmocnionych („Stranger In My Life”) i łagodnie kołyszących („All The Way Up”).

Amerykanie nie wymyślili nic nowego. Za to sprawdzone patenty przekuli w oldschoolowo (nie znaczy źle) brzmiącą i bardzo przebojową płytę. Proponują bardzo klasyczny zestaw pachnący Deep Purple czy Def Leppard. „What If…” na pewno umili oczekiwanie na kolejny longplay Whitesnake. Innymi słowy, każdy stęskniony za tradycyjnym hard rockiem fan będzie bardziej niż usatysfakcjonowany.