Nouvelle Vague – „3”

16 lutego 2010
ok. 2 minut czytania

Do naszych rąk trafia właśnie – co wskazuje tytuł – trzecia płyta kolektywu. Niewtajemniczonym zdradzę, że Nouvelle Vague para się nagrywaniem coverów. Początkowo były to klasyki new wave utrzymane w klimacie bossa novy i french touch, z czasem jednak artyści poszerzyli zarówno repertuar utworów branych na warsztat, jak i stylów, w jakie je przyodziewają. Wciąż jednak są to dźwięki delikatne, subtelne, zwiewne. Główna zasada też jest ta sama – kontrast. Chodzi o przygotowanie interpretacji możliwie najbardziej odległej od oryginału.

Zaczyna się wyśmienicie. „Master and Servant” z repertuaru Depeche Mode wyszeptane seksownym, kobiecym głosem robi się bardzo, bardzo perwersyjne. Ciekawe jest też utrzymane w klimacie Americany „Road to Nowhere” Talking Heads. Rozkosznie wypada ponadto kołysankowo-przedszkolne „God Save the Queen” przed laty wywrzaskiwane przez Sex Pistols i trudne do zidentyfikowania powolne „So Lonely” The Police. „Such a Shame” Talk Talk w każdej wersji chyba jest znakomite, tutaj, ze smutną trąbką na pewno.

Dzięki tej płycie można przypomnieć sobie również przebój „Ça Plane Pour Moi” Plastic Bertrand czy „Blister in the Sun” Violent Femmes.

Trzon Nouvelle Vague tworzą Marc Collin i Olivier Libaux, z którymi stale współpracuje kilka wokalistek. Na nową płytę Francuzi zaprosili kilku sławnych gości, w tym naszą rodaczkę Anię Dąbrowską. Jej głos można usłyszeć w znanym już z radia, urokliwym „Johnny & Mary” (choć osobiście wolę przeróbkę Placebo). Pojawia się też Martin Gore z DM czy Ian McCulloch z Echo & the Bunnymen (odpowiednio w swoich coverach), tak naprawdę ich udział – jak i pozostałych gości – to zaledwie ozdobnik, subtelna błyskotka, która w jakiś sposób uszlachetnia nagrania, ale na pewno nie stanowi ich esencji.

Podsumowując, każdy, kto polubił Nouvelle Vague na pewno nie będzie najnowszym dziełem zawiedziony. Ci, którym nie przypadły do gustu „zmiękczone” piosenki i tym razem się nie przekonają.