OMD – „History Of Modern”

23 września 2010
ok. 2 minut czytania

Tytułowej nowoczesności nie brakuje. Historii też. Akcenty są równomiernie rozłożone między współczesny taneczny i elektroniczny pop a ukłony w kierunku synth-popu z przełomu lat 70. i 80. XX wieku, który OMD współtworzyli. Andy McCluskey wciąż ma jedyny w swoim rodzaju wokal i znowu kompozytorskie wsparcie Paula Humphreysa. A, że czas leczy rany, wygląda na to, iż dojrzali dziś panowie skupiają się na sprawianiu sobie frajdy pisaniem fajnych piosenek, nie na waśniach. W paru przypadkach utwory są z dodatkiem miłych akcentów ilustracyjnych. Również kilka razy mamy tu przeróbki, udane i uwspółcześnione, pomysłów powstałych nawet blisko 30 lat temu.

Sprawianie frajdy można na pewno rozciągnąć poza skład OMD, pamiętający czasy świetności z początków lat 80. Fanów popu z tej dekady nie brakuje. Ci, którzy grupy z tamtych lat nie pamiętają, niech sięgną po płytę, by przekonać się od kogo ściągały współczesne gwiazdki popu i muzyki tanecznej. By usłyszeć, jak ciekawie wykorzystać syntezatory, pisać ładne melodie. Facetów po pięćdziesiątce nikt nie odważy się promować, bo dziś show-biznes stawia na pięknych, młodych i niestety w 80 procentach sztucznych. Wierzę jednak, że znajdą się melomani na tyle ciekawscy, by sięgnąć po krążek. I przekonać się, że są na nim tak fajne piosenki, jak „Sister Marie Says” (szybująca klawiszowa melodia na początku nawiązuje trochę do „Enola Gay”; i te wsamplowane wokalizy operowe!), „History Of Modern (Part I)”, „New Babies: New Toys” czy mocno erotyczny i chyba najbardziej współczesny „Pulse”. A dla lubiących nieco bardziej wyrafinowaną upopowioną elektronikę jest hołd dla Kraftwerk, idoli OMD, w postaci „RWFK”. A także świetny epicki „The Right Side?”.

Od wojska zawsze trzymałem się z daleka, ale na te manewry wybrałem się z chęcią i zrobię to jeszcze nie raz. Bo orkiestra do manewrów przygrywa zacnie.