Overkill – „White Devil Armory”

20 lipca 2014
ok. 2 minut czytania

Dobrze jest być fanem Overkill. Legenda z New Jersey ma od lat starannie wypracowany etos pracy i skrupulatnie się go trzyma. Oznacza to, że fan kapeli Blitza i D.D. Verniego średnio co dwa lata cieszy się nowym wydawnictwem swoich idoli. Jeszcze lepsze jest to, że choć czas biegnie nieubłaganie, muzyka Overkill nie tylko, że nic nie traci na jakości, lecz utrzymuje stały, wysoki poziom. Sinusoidalne falowanie nie jest w ich przypadku częste. Nawet jeśli pojawi się dołek, zespół potrafi wyciągnąć wnioski z porażki i wraca silniejszy.

Overkill lubię jeszcze za to, że mówi prawdę w przedpremierowych zapowiedziach. „White Devil Armory” miał być według Blitza syntezą tego, co grupa sprezentowała nam w minionej pięciolatce, z lekkim sznytem w stylu klasycznego heavy. I to się zgadza. Aczkolwiek ta większa lekkość i melodyjność heavymetalowa wyziera dość nieśmiało spod soczystego, sterylnie czysto i klarownie brzmiącego thrashowego łupnięcia, jakie na płycie sprawuje rządy silnej ręki. To jest wysokooktanowy thrash na poziomie, który znamy ze świetnych płyt „Ironbound” i „The Electric Age”. Bardzo często pędzący jak strzała do przodu, nasycony świetnymi solówkami Dave’a Linska i Dereka Tailera, jak i wyraźnie brzęczącym basem D.D. „White Devil Armory” jest też równą płytą. Żaden kawałek wyraźnie nie odstaje, żaden zdecydowanie się nie wybija. Wielką radochę miałem ze słuchania „Armorist”, „Down To The Bone” i „Another Day To Die”, ale na inne kawałki złego słowa nie powiem.

To jest thrash wysokiej próby. Wspaniale odświeżany przez tych, którzy naprawdę są wielkimi mistrzami gatunku, choć do żadnej wielkiej czwórki czy piątki się ich nie zalicza. Czy są tu numery na miarę klasyków sprzed lat? Parę można tak określić. I niech to wystarczy za rekomendację tej naprawdę dobrej płyty legendarnego zespołu.