Pearl Jam – „Ten”

23 września 2009
ok. 3 minut czytania

Nirvana ze swoim „Nevermind” zmieniła wszystko. Dzieło z miejsca stało się kultowym, definiującym gatunek, przełomowym. Sukces tria przyćmił nieco Pearl Jam nie zmienił jednak faktu, że album „Ten” był najzwyczajniej znakomity. Szczere, zaangażowane teksty Eddiego Veddera i genialne melodie zawładnęły sercami nastolatków i nie tylko. Okazuje się, że po blisko 20 latach utwory nic nie straciły. Wciąż poruszają i zachwycają. Nadal przede wszystkim genialnie się ich słucha.

Przygotowując reedycję muzycy postanowili tchnąć w „sędziwy” materiał nowe życie. W zestawie poza oryginalnym materiałem znalazła się więc wersja, którą na nowo zremiksował Brendan O’Brien. Słuchanie „nowej” płyty, doszukiwanie się zmian to dla każdego fana niebywała frajda. I nie jest to zabawa dla tylko dla audiofilów. O’Brien znany z zamiłowania do szczegółów nie mógł sobie odmówić tej przyjemności przy „Ten”, przez co całość brzmi bardziej selektywnie, wielowarstwowo. Udało się pięknie wyeksponować niektóre partie gitary i perkusji. Szczególnie udana okazała się obróbka numeru „Why Go”, który nabrał przestrzeni, głębi oraz większej zadziorności i surowości, z kolei „Garden” za sprawą bardziej wyrazistych gitar stał się jeszcze bardziej dramatyczny. Wśród bonusowych kawałków, które nie trafiły na oryginalny „Ten”, największe wrażenie robią te już znane, czyli „State of Love and Trust” (w okrutnie surowej wersji) oraz wyśmienity „Breath and a Scream”, które uświetniły ścieżkę muzyczną do filmu „Samotnicy” (ten drugi funkcjonował na soundtracku po prostu jako „Breathe”). Całkiem udany jest też utwór „Brother”, reszta słusznie zakończyła swój los jako odrzuty z sesji.

To, na co sympatycy Pearl Jam czekali w związku z reedycją to jednak głównie DVD z pamiętnym koncertem „MTV Unplugged”. Kto nie zachował taśmy VHS z nagranym z telewizji występem nie miał szans oglądać akustycznych popisów formacji. Kolejnej z dziwacznych czapek Jeffa, akrobacji Eddiego na stołku, a przede wszystkim pięknych wykonań „Black” i „Jeremy”, niezawodnego „State of Love and Trust” oraz pełnego pasji „Porch”. Niestety, ponownie Nirvana okazała się lepsza. Sesja Pearl Jam bez prądu jest bardzo udana, na pewno jednak nie tak zjawiskowa jak Nirvany.

Wznowienie „Ten” ukazało się w kilku wersjach, na tę najbogatszą składają się poza powyższymi krążkami, wersje winylowe oraz wydany na analogu materiał „Drop in the Park” z występem Amerykanów w Magnuson Park w Seattle z 20 września 1992 roku, a także replika „Momma-Son” – kasety demo z utworami „Alive”, „Once” i „Footsteps”. Całość uzupełniają wspaniałe dodatki – duży plakat ze zdjęciem znanym z okładki, fotografie na grubym papierze, koncertowe passy, naklejki, pocztówki i album z „wycinkami”, który trzydziestolatkowie przeglądać będą z takim samym rozrzewnieniem i rozbawieniem, jak własny dziennik. No bo jak się nie wzruszyć i nie uśmiechnąć, widząc plakat zapowiadający wspólny koncert Pearl Jam i Soundgarden czy fotkę młodziutkiego Veddera z równie młodym Anthonym Kiedisem.

Wznowione „Ten” to pozycja obowiązkowa dla fanów, szczególnie tych sentymentalnych. Po wydawnictwo powinni sięgnąć jednak też młodsi. Po pierwsze, aby zobaczyć jak namacalna może być muzyka (Ament naprawdę znakomicie spisał się przygotowując oprawę graficzną), jak pachnie świeżym drukiem i ile waży zamknięta na czarnych płytach, a po drugie, to kawał cholernie dobrego grania.