Phoenix – „Bankrupt!”

23 kwietnia 2013
ok. 2 minut czytania

Narażę się być może fanom zespołu, który przed czterema laty zebrał sporo pochwał za ostatni album „Wolfgang Amadeus Phoenix”, uznany przez najważniejsze zachodnie media za jeden z najlepszych krążków roku. Ten też się spodoba, ale jak dla mnie to bardziej zbiór piosenek, niż album jako taki, który co prawda próbuje poradzić sobie z wielkością poprzednika, ale ostatecznie nie daje rady go przeskoczyć, a w najlepszym wypadku tylko przez chwilę dorównuje mu kroku.

Wyobrażam sobie letni wypad za miasto z tą płytą – będzie na pewno dobrą towarzyszką w podróży. Płynie zwinnie i lekko, zaraża ciepłem, inspiruje. Ale idę o zakład, że przywiozę z takiej wyprawy tylko pojedyncze wspomnienia zilustrowane muzyką francuskiej załogi. Bo pamiętam z niej pojedyncze refreny, najwyżej piosenki, ale nie tworzą już one w mojej głowie spójnej całości. Nie tworzą wciągającej historii. Są jak ostatni sezon ulubionego, choć niezbyt poruszającego serialu, który obronił się tylko dzięki paru dobrym epizodom. Będę wracał do „Chloroformu”, „Don’t” czy „Trying To Be Cool”, zresztą bardzo chętnie, bo w tych numerach wciąż jest to, za co Phoenix cenię najbardziej. Jest ta solidna porcja świeżości i melodyjnej lekkości. Jest to poczucie, że muzyka Francuzów potrafi odjąć człowiekowi przynajmniej kilka lat. Będę wracał, ale jednak z poczuciem lekkiego niedosytu, że przy „Bankrupt!” nie trzyma mnie niestety niewiele więcej.