Quakers – „Quakers”

15 kwietnia 2012
ok. 1 minuta czytania

Do hipohopowego projektu Anglik zaprosił imponujące grono współpracowników od Guilty Simpsona, przez Aloe Blacca po Emilio Rojasa. Kto jednak spodziewa się rewolucji, nowej jakości w gatunku czy chociażby świeżego powiewu będzie rozczarowany. To coś zupełnie przeciwnego. Płytę wypełniają klasyczne (czytaj: amerykańskie, a wręcz nowojorskie) pomysły i patenty. Tłuste bity, tona sampli, scratche, uszlachetniające dęciaki, czasem soulowe wokale, czasem wyrazista elektronika jak u Beastie Boys. „Quakers” to hołd złożony hiphopowej tradycji, albo raczej swoisty materiał instruktażowy, pokazujący różne oblicza gatunku. Od rasowego „Fitta Happier”, przez mroczne, niepokojące „Belly Of The Beast” i soulowe „There It Is”, po muśnięte psychodelią „Earth Quaking”.

Poszczególne numery trwają od kilkudziesięciu sekund do – najczęściej – niespełna trzech minut. To jakby próbki, miniatury, acz ułożone w dość ciekawą i, zważywszy liczbę gości, zaskakująco spójną całość. A ta całość to 41 numerów i ponad godzina muzyki. Muzyki dobrej, ale tylko chwilami wciągającej czy zachwycającej. Nie powiem, słucha się tego znakomicie, nie sposób nie docenić wyobraźni, konstrukcyjnego zmysłu i wyczucia Barrowa, szkoda tylko, że Anglik nie narzucił sobie nieco dyscypliny. Gdyby się bardziej ograniczył, odsiał część materiału i wybrał najmocniejsze kawałki, mielibyśmy nokautujący zestaw, a tak… „tylko” udaną płytę.