Rammstein – \”Reise, Reise\”

7 października 2004
ok. 2 minut czytania

Co gorsza, wtargnął on w moje życie wraz z towarzyszącym mu teledyskiem, a należę do tej grupy globalnej społeczności, która nie rozumie niemieckiego poczucia humoru. W związku z powyższym, do albumu podchodziłam pełna lęków, wątpliwości oraz rozmyślań natury filozoficznej. Na przykład takim: Czy Rammstein się już skończył? Po wielokrotnym przesłuchaniu krążka z ulgą mogę powiedzieć: Nein!

Ale do rzeczy. Z radością pragnę donieść, że \”Reise, Reise\” stanowi powrót zespołu do brzmienia znanego z longplaya \”Sehnsucht\”, choć niestety klawisze już nie tak zimne, jak na drugiej płycie Niemców. Można się jednak rozkoszować gęstymi riffami i toporną perkusją. Kompozycja \”Mein Teil\” to na przykład taki młodszy braciszek \”Tier\”, a zarazem jeden z typowych dla tego dzieła \”kawałków\”. Gotyckie echa \”Mutter\” wyczuwalne są jedynie pod koniec płyty, w balladowych piosenkach. Poza \”Amerika\” kolejnym przykładem osobliwego podejścia Rammstein do muzyki jest zjawiskowe \”Moscau\” z podróbką Tatu w tle.

Tym, co wyróżnia ten album, są ciekawe smaczki aranżacyjne. Rytm kojarzący się z \”Beautiful People\” formacji Marilyn Manson w \”Keine Lust\”, akustyczny motyw przywodzący depechowe \”Personal Jesus\” w \”Los\” czy kobiecy chór rodem z \”This Corrosion\” grupy Sisters Of Mercy rozpoczynający \”Morgenstern\”. Nie chcę przez to powiedzieć, że band wyłącznie czerpie z pomysłów innych. Wszystko osadzone jest w tak bardzo rammsteinowej stylistyce, że nie sposób zarzucić muzykom naśladownictwa.

Panowie choć nie są już groźnymi, ziejącymi ogniem młodzianami, nadal proponują nam kawał rasowego rocka i wszystko najlepsze, co mają do zaoferowania. Dobre melodie i ciężkie brzmienie. Dużo gitar i niewiele mniej elektroniki. Mocny męski głos i delikatne kobiece zawodzenia. Koniec końców, \”Reise, Reise\” to potężny i bogaty longplay.