Refused – „Freedom”

29 lipca 2015
ok. 2 minut czytania

Pierwszy od 17 lat materiał kwartetu, w którym ponownie są oryginalni członkowie, Dennis Lyxzén i David Sandström, jest rozwiniętą wersją tego, którym pożegnali się z publicznością kilkanaście lat temu, czyli „The Shape Of Punk To Come”. Nieco bardziej rozbudowanym, z chórkami, dęciakami, rozmaitymi wstawkami elektronicznymi. Przekonującym post-punkiem, post-hardcore’em, z całkiem wyraźnie zaznaczoną domieszką wpływów muzyki popularnej. Przyczepioną do głowy miałem jednak podczas słuchania jedną uporczywą myśl – to jest zbyt doskonałe, wycyzelowane, wypieszczone zupgrade’owanie receptury sprzed lat. Może i nie oczekiwałem od gości po czterdziestce takiej wściekłości i szorstkiej surowości, jak przed 20 laty, lecz liczyłem na to, że zatwardziali lewacy i krytycy globalizmu nieco bardziej przekonująco zaprezentują swoją postawę w XXI wieku.

„Freedom” brzmieniowo stoi jedną nogą w dzikim, szczerym nieokiełznaniu w stylu tego sprzed lat, druga jest zamoczona w mainstreamie. Zabieg ten wspaniale przeprowadził Nic Launay, który pracował zarówno z Gang Of Four, Public Image Ltd., Nickiem Cave’em, jak i z INXS, Midnight Oil czy Silverchair. W dwóch przypadkach za brzmienie odpowiada Shellback, współpracownik między innymi… Taylor Swift, Britney Spears, Keshy, Backstreet Boys. Nie wiem, może czepiam się tam, gdzie nie trzeba? Może artyście o to chodziło, aby wziąć narzędzie wroga i użyć je do swoich interesów? I w sumie, co stoi na przeszkodzie, aby łajać mainstreamowość, a przy okazji śledzić, co się dzieje w obozie przeciwnika, po czym wykorzystywać jego broń? Ale mimo wszystko coś mi tu lekko zgrzyta. Pomimo niezaprzeczalnej wspaniałości większości piosenek (szczególnie „Elektra”, „War On The Palaces”, „Servants Of Death”, „Useless Europeans”), chwilami miałem wrażenie obcowania z wariacją na słynną scenę z Paulą Abdul z filmu „Brüno”, w której gwiazda opowiada o działalności humanitarnej siedząc na Meksykaninie… Jednakowoż energia „Freedom” jest po prostu kapitalna. Kapela z miejsca łapie nas za gardło i trzyma za nie do końca, od czasu do czasu luzując uścisk. Robi to świetnie, bo temperatura nie spada poniżej pewnego poziomu.

Antyglobalizm i lewicowość Refused mają dziś postać mocno ugrzecznioną. Trochę tak, jakby dzieciak z dobrze sytuowanego domu postanowił trochę się pobawić w rewolucjonistę na złość mamie i tacie. Albo dawny rewolucjonista, obecnie stateczny obywatel, próbował odkurzyć czasy, w których był piękny, młody i pełen ideałów. Ale słucha się tego miło.