Ronan Keating – „When Ronan Met Burt”

1 listopada 2011
ok. 1 minuta czytania

Najnowszy krążek byłego frontmana Boyzone to zbiór dziesięciu kompozycji, które przez kilkadziesiąt lat zapisał na koncie wielki Burt Bacharach. Keating porwał się na klasykę, ale ma ku temu wszelkie podstawy. W końcu głos wygrał na loterii, ma szacunek wobec muzyki, a skoro Burt zaakceptował ten pomysł, a do pomocy produkcyjnej zgłosił się Greg Wells, żal było tę okazję zmarnować.

Szalenie urzekający jest ten dość krótki krążek. Orkiestrowe aranżacje robią niesamowite wrażenie. Tutaj smyczki, tam instrumenty dęte, a Keating czuje się w tym jak ryba w wodzie. Udało mu się nie tylko nie zepsuć żadnego ze szlagierów, ale wręcz dołożyć do nich swoją jakość, stempel smaku. Nie próbuje wyjść przed szereg i wokalem toczyć pojedynku z muzykami, dość często daje wręcz orkiestrze grać rolę pierwszoplanową. I to może budzić szacunek.

Gdybym miał wybrać ulubione piosenki z zestawu, na pewno byłaby to otwierająca krążek „The Look Of Love”, poruszająca „What the World Needs Now” oraz przepełniona emocjami „This House Is Empty Now”. To nie są utwory i to nie jest płyta, która podbije z miejsca listy przebojów, ma za to szansę na długo zapaść w pamięci oraz sercach słuchaczy. Podstawowym warunkiem – wrażliwość. Bez tego lepiej do „When Ronan Met Burt” nie podchodzić.