Röyksopp – „The Inevitable End”

16 listopada 2014
ok. 2 minut czytania

Ostatnim razem, około 5 lat temu, panowie B+B pokazali swe dwa oblicza – dla młodszych i starszych odbiorców. Oba niestety były lekko rozczarowujące. Po chwili odpoczynku, koncertach i chwilach refleksji powracają z wyczekiwanym materiałem.

Apetyt zaostrzyli EP-ką nagraną z Robyn w połowie roku i mimo swej stylistycznej eklektyczności a nawet niebezpiecznemu otarciu się o EDM w „Do It Again” materiał napawał nadzieją, że może być lepiej. I faktycznie, jest o wiele lepiej!

Przez ostatnie 5 lat w muzyce syntetycznej dość sporo się działo, powstały nowe docenione zespoły czerpiące z dokonań zarówno rockowych i tanecznych rewitalizując synth/electro-pop, rozwijając indietronikę. W tych realiach Röyksopp miał trudne zadanie by zabłysnąć, utrzymać legendę muzyków, którzy stworzyli niepodważalny majstersztyk na debiutanckim „Melody A.M.”.

Czy im się udało? Wszystko zależy od tego, czy opowiedzieliście się po stronie „Juniora” czy „Seniora”. Jeśli czekacie na piosenki z powolnym rytmem i pozytywną atmosferą to raczej album nie dla Was. Jednak jeśli melancholia jest tym doznaniem, na które czekacie, to płyta musi się spodobać i to bardzo. By nie pozostać niejasnym w tej wypowiedzi – płyta nie jest smutna a już na pewno depresyjna. Ma wydźwięk konstruktywny, jednak kompozycje w większości są minorowe, nawet te, które nadają się do klubu. Ale takich ewidentnie tanecznych momentów jest niewiele i wypada się zgodzić z twórcami, że jest to to płyta do słuchania w domu.

Jako, że Röyksopp to producenci, a ich utwory to w większości piosenki, więc wypada odnotować wokalnych gości – tu oczywistością jest Robyn powracająca w numerze z wcześniejszej EP-ki jak i w spokojnym acz wulgarnym „Rong” opartym na syntetycznym arpeggio i smykach prowadzonych przez Davide Rossi.

Drugim żeńskim głosem jest pastelowa Susane Sundfor, choć bardziej w pamięć zapada delikatny Jamie McDermott aka Irrepressible – to on pełni rolę wokalnego lidera albumu pojawiając się w 5 numerach. Jednak moje ukłony wędrują do Ryana Jamesa, wokalisty Man Without Country, nie tylko dlatego, że jego formację uważam za najlepszego wykonawcę bazującego na neo-synth-popie, chillwave i indietronice, ale i kompozycję „Sordid Affair” doceniam szczególnie mimo wyraźnie lżejszego charakteru.

A co na finał? – „Thank You” zaśpiewane przez duet a zwokoderyzowane na modłę Daft Punk jest podziękowaniem dla słuchaczy za wspólne 15 lat. Pozostawia w rozleniwieniu i nadziei, że muzycy będą tworzyć nie tylko solo, ale dalej razem, choć jak zapowiedzieli nie w formie tradycyjnych albumów.