Santana – „Corazón”

20 maja 2014
ok. 2 minut czytania

Legendarny gitarzysta w zasadzie przez całą swoją piękną karierę oddaje hołd muzyce z Ameryki Łacińskiej. Muzyce pełnej radości, optymizmu, pozytywnej energii. Wspaniale pulsującej i kołyszącej, opowiadającej bliskie każdemu z nas historie. Muzyki pełnej duszy i płynącej z serca, czyli tytułowego „Corazón”. Na dwudziestej drugiej solowej płycie Santana przekazuje nam to jeszcze bardziej niż do tej pory.

Zaczątkiem „Corazón” był koncert Carlosa Santany z grudnia 2013 roku z Meksyku, nieopodal jego rodzinnych stron. Oprócz towarzyszącego artyście zespołu, pojawili się wspaniali goście, reprezentujący różne oblicza muzyki latynoskiej, w tym Gloria Estefan, zespół Los Fabulosos Cadillacs, Juanes, Hiszpanka Niña Pastori, Samuel Rosa z brazylijskiej grupy Skank. W następstwie wydarzenia Carlos zarejestrował tuzin piosenek, wśród których tylko jedna jest jego autorstwa – „Yo Soy La Luz”, z udziałem małżonki Cindy i wspaniałego Wayne’a Shortera. Reszta to przeróbki, między innymi Boba Marleya (udana „Iron Lion Zion” z udziałem Ziggy’ego Marleya), Pink Martini (cudownie leniwa „Una Noche en Nápoles”) czy Tito Puente („Oye 2014”, czyli nowa, średnio przekonująca, wersja „Oye Como Va” z płyty „Abraxas” z udziałem Pitbulla). Album wprost eksploduje radością i zaraża nią słuchacza. Santana nagrał niejedną płytę, która sprawia, że chce się żyć i „Corazón” też się do nich zalicza. Materiał mógłby być idealnym podkładem na karnawałowe szaleństwa albo do dolce far niente w jakimś kurorcie nad morzem lub oceanem.

Gitara Carlosa nie uzurpuje sobie miejsca przed szeregiem. Pojawia się, gdy jest jej czas. Poza tym lśnią wokaliści. Wyjątkiem jest cudowna, romantyczna miniatura „I See Your Face” napisana lata temu przez brazylijskiego gitarzystę Bolę Setego. Pięknie uzupełnia tę naprawdę dobrą płytę, przy której słuchaniu serce mocno się raduje.