Savages – „Silence Yourself”

19 maja 2013
ok. 1 minuta czytania

Na pierwszym długogrającym dziele żeńskiej formacji Savages, jest wszystko, czego trzeba. Jest energią, młodzieńcza zadziorność, głośne gitary, krzyki, ale i odrobina liryzmu, bardziej refleksyjne tony. Przede wszystkim są znakomite utwory, mocne, charakterne naładowane rozwścieczonymi, przesterowanymi gitarami, galopujące w rytm rozpędzonej perkusji, pogłębione dudniącym basem (fantastyczne „City’s Full). Poza brudnym, rockowym graniem, jest jednak też miejsce na nieco wyciszenia, postrockową przestrzeń („Waiting for a Sign”), aranżacyjne urozmaicenie (piękny saksofon w „Marshal Dear”).

Z jednej strony to proste granie wywodzące się z punk rocka, z drugiej jednak te oczywiste rozwiązania często złamane są drobnymi akcentami, subtelnościami i przede wszystkim dopełnione pełnym ekspresji, mocnym głosem Jehnny Beth, dzięki czemu „Silence Yourself” wyróżnia się na tle innych gitarowych płyt. Złośliwi będą się czepiać, że to nic nowego, że przypomina punkowe czasy Siouxsie and the Banshees i nie sposób się z nimi nie zgodzić (jest coś w wokalu Beth, co bardzo przypomina popisy Sioux). Nad stylistycznymi podobieństwami górują jednak szczere emocje.