Seal – \”System\”

30 listopada 2007
ok. 2 minut czytania

Miała być powtórka z przeboju \”Killer\” zamiast Adamskiego pojawił się jednak Stuart Price, który wsławił się przede wszystkim pracując z Madonną (swoją drogą ciekawe, co się dzieje z Adamskim). Efekt jest taki, że Seal brzmi jak… królowa popu. Kiedy ukazał się jej album \”Confessions on a Dance Floor\” owszem, doceniałam taneczny potencjał, ale nie przypuszczałam, że Amerykanka wyznaczy trend na najbliższych kilka lat. Okazuję się jednak, że nie tylko śpiewające panie idą w ślady zasłużonej dla popu koleżanki, lecz także niektórzy panowie, jak chociażby bohater tej recenzji.

Seal wciśnięty w muzyczny strój Madonny (dla rozrywki można wyobrazić go sobie w kostiumie z teledysku \”Hung Up\”) prezentuje się całkiem nieźle. W odróżnieniu od różnych popowych gwiazdek ma silny, wyrazisty głos, który góruje nad dość monotonną, płaską produkcją. Co prawda nie jest on na tyle silny, aby na chwilę nie znużyć gdzieś w połowie albumu, ale w sumie otrzymujemy garść miłych w odbiorze, zachęcających do podrygiwania piosenek. Singlowy \”Amazing\”, \”Loaded\”, tytułowy \”System\” czy \”The Right Life\” naprawdę są udane.

I wszystko byłoby ładnie, pięknie, gdyby nie \”Wedding Day\”. Seal słynął z niewiarygodnych wręcz ballad. Poruszających, natchnionych i pozbawionych zwyczajowej gatunkowi ckliwości. Dotychczas brzmiał niczym anioł rozpościerający skrzydła. Pojawiła się jednak ona – Heidi Klum. Jest śliczną kobietą, na pewno bardzo kocha Seala, urodziła mu dzieci, wyglądając w ciąży niczym bogini. Razem wydają się tworzyć idealną, szczęśliwą parę. To jeszcze jednak nie powód, żeby zapraszać ją do studia!

Najnowsze dzieło Seala nie powala, ale też boleśnie nie rozczarowuje. Nie wydaje mi się niemniej, aby któryś z utworów odcisnął trwałe piętno na muzyce rozrywkowej.