Sheryl Crow – „Detours”

25 lutego 2008
ok. 1 minuta czytania

Album „Detours” wydaje się być stworzony wyłącznie z potrzeby serca. Słychać, że każdy dźwięk i słowo są szczere. Bez umizgów i kokieterii. Utwory są proste i ascetyczne aranżacyjnie (głównie słychać akustyczne dźwięki), acz stylistycznie dość różnorodne. Crow sięga po blues, country i bluegrass, łagodząc wydźwięk kompozycji popową fasadą. Raz jest spokojna, wręcz melancholijna, by za chwilę zagrać coś z przytupem. Nie stroni nawet od numerów, które idealnie sprawdziłyby się na oazie.

Całość wypada naprawdę dobrze, ale brakuje pewnego błysku, który sprawia, że piosenki Sheryl są wyjątkowe i naprawdę poruszają. Niektóre owszem, skrzą nieśmiało, niosąc nadzieję na więcej, niemniej rzadko coś z tego wynika. Dopiero pod koniec artystka pokazuje, na co ją stać. Potrafi stworzyć liryczne, małe cuda, jak „Make It Go Away” czy „Lullaby For Wyatt” i wzruszyć, kiedy pyta „is that love is all there is?”.

Crow nagrała przemyślaną, spójną i dojrzałą płytę. Udowodniła, że przeciwności losu i tragedie nie przeszkadzają w tworzeniu ciepłych piosenek. Gdyby może mniej czerpała z amerykańskiej tradycji, gdyby…