Skinny Puppy – \”Weapon\”

29 maja 2013
ok. 2 minut czytania

Tych cech wspólnych jest więcej. Oba zespoły grają od 30 lat, na początku kariery opuścili ich muzycy, którzy zasłynęli w nowych formacjach (Bill Leeb we Frontline Assembly a Vince Clark w Yazoo). I choć Skinny Puppy nie występuje przed wielotysięczną publicznością, cieszą się kultowym uwielbieniem i szacunkiem fanów. Co więcej, w przeciwieństwie do Depeche Mode ich \’\’Weapon\’\' nie jest ostatnią płytą w karierze.

Po niezbyt udanym, przekombinowanym albumie \”hanDover\” nowa propozycja jest powrotem do rytmicznego, tanecznego oblicza \”szczeniaków\” z początków działalności, choć trudno obecnie im przybić łatkę EBM (electronic body music). Utwory z \”Weapon\” łączą w sobie elementy electro, industrialu, nowoczesnej muzyki tanecznej gdzie wyeksponowany jest rytm a bas pełni rolę uzupełniającą. Nivek Ogre (ohGr) wciąż potrafi przerazić swym lodowatym a zarazem ekspresyjnym zawodzeniem, a cEvin Key dba, by zgadzał się stosunek elektronów między bitami i eksperymenty brzmieniowe nie wzięły góry nad przyjemnością słuchania.

Poza mentalnym powrotem do przeszłości grupa przypomniała w nowej wersji utwór \”solvent\” pochodzący z płyty \”Remission\” (1984) a także, ku mojej radości, wplotła w \”saLvo\” filmowy głos – w pierwszej dekadzie działalności tego rodzaju sample były ich znakiem rozpoznawczym.

Być może starym fanom zabraknie emocjonujących momentów i ballad z psychiatryka, które występowały jeszcze na \”Mythmaker\” (2007). Być może zatęsknicie za gitarowymi brzmieniami i industrialnym brudem, ale na pewno nie będzie za mało wizgów, buczących basów, elektrycznych spięć, wbijających szpile rytmów, klinicznej sterylności laboratorium wojskowego i klimatu, którym Skinny Puppy zjednało sobie industrialnych freaków. I choć, jak wspomniałem, muzyka nie ma już tej magicznej aury szaleństwa z dekady 84-94, bo i w tekstach zespół odszedł od opisów wybryków natury na rzecz polityki i stosunków społecznych, to nowa soniczna broń nie zawiedzie, jest wciąż groźna i wypala tak, że to może być ich najlepsza płyta XXI wieku.