26-letni Ashley Farris zginął porażony prądem, gdy spacerował boso po mokrych schodach Verizon Wireless Amphitheatre, gdzie odbywała się impreza. Przechodzień, który próbował go ratować – 23-letni Ryan Robards, odniósł mniej groźne obrażenia i dzień później opuścił szpital.
Do incydentu doszło pomiędzy popisami rapera i kwartetu z Los Angeles. Występy mimo to kontynuowano.
Farris w grudniu 2002 roku poślubił swoją dziewczynę, wkrótce miał ukończyć miejscowy uniwersytet.