Spector – „Moth Boys”

31 sierpnia 2015
ok. 2 minut czytania

Debiut Spector, „Enjoy It While It Lasts” przyniósł im niespodziewany sukces komercyjny. Nostalgiczne hymny tanecznych parkietów (m.in. „Friday Night…”) oraz stylizacje na modsów podbiły serca słuchaczy na Wyspach. Drugi album kapeli nie jest już tak żywiołowy i radosny. W wywiadach Fred Macpherson mówił nawet, że Spector nie planowali nagrania kolejnego krążka. Wiązałaby się z tym odpowiedzialność i tzw. „klątwa drugiego albumu”. „Moth Boys” jednak wydano i – jak sami muzycy przyznają – trudno nazwać krążek wybitnym.

Nie taki był zamysł twórców. To dobry zestaw na końcówkę imprezy lub niedzielnego kaca. Ironiczny, do bólu szczery, szczególnie w singlach „All the Sad Young Men” oraz „West End”, gdzie Spector rozprawiają się z nieudanymi związkami i sztuczną, przestylizowaną codziennością.

O ile sarkastycznych tekstów można było się spodziewać (Fred regularnie tweetuje o przywarach brytyjskiego społeczeństwa), o tyle zmiana brzmienia może zaskoczyć. „Moth Boys” brakuje gitarowego, indierockowego szlifu, który pamiętamy z czasów debiutu. Po tym jak skład opuścił Chris Burman, Spector postawili na syntezatory i automaty perkusyjne. Wciąż lubią retro, choć styl modsów zamienili na new romantic („Believe”). Uważni słuchacze dostrzegą też bardziej współczesne inspiracje zespołami We Are Scientists oraz White Lies („West End”).

Spector mają ten komfort, iż mimo udanego debiutu i kilku hitów na koncie, nikt nie kreuje wobec nich wielkich oczekiwań. Gdyby tak było, „Moth Boys” uznano by za rozczarowanie. Nostalgiczne, słodko-gorzkie kawałki w stylistyce lat osiemdziesiątych nie są zbyt odkrywcze, ale pokazują, że brytyjska formacja nie zamyka się na kliszę indiepopu i za trzecim podejściem może przygotować coś błyskotliwego.