Storm Corrosion – „Storm Corrosion”

18 maja 2012
ok. 2 minut czytania

Napomykali o wspólnym przedsięwzięciu muzycznym około dekadę, a do fanów docierały różne sygnały. Nawet takie, że może powstać coś ostrego i metalowego. Nic takiego nie nastąpiło. Storm Corrosion to nie jest też wypadkowa klimatów z Opeth i Porcupine Tree, lecz zmiksowanie w sześciu kompozycjach rozległych muzycznych inspiracji Stevena i Mikaela, umocowanych chociażby w muzyce ilustracyjnej, psychodelicznej, folkowej, akustycznej, z domieszką rocka progresywnego oraz elektroniki rodem z początku lat 70.

Twórcy opisując album użyli słowa „impresjonistyczny”, które nieźle oddaje jego zawartość. Dość często da się kojarzyć urocze melodie z impresjonistycznymi pejzażami. Pojawiają się sielskie, niemal folkowe klimaty budowane spokojnie choćby przez delikatną akustyczną gitarę, czy smyki. Aczkolwiek po pewnym czasie mogą przeistoczyć się w coś intensywniejszego emocjonalnie i niepokojącego pod względem aury (np. „Storm Corrosion”). Można poczuć się, jakby się oglądało relaksujący film o bajkowym życiu na łonie natury, a po chwili dostawało się po oczach dramatem psychologicznym lub wręcz horrorem. Słów nie ma wiele, a Steven i Mikael wyśpiewują je delikatnie, z taką dość nostalgiczną, melancholijną manierą. Pojawiają się chórki, czasem zapętlone niemalże do transowości. Parokrotnie ładnych kolorów dodaje flet. Ale i bez słów płyta obroniłaby się bez trudu. Ma potencjał naprawdę dobrego soundtracku. Psychodeliczną gęstwinę i chwilowe wzmocnienie mamy właściwie tylko w jednej kompozycji – „Hag”, w której zamieszanie na bębnach robi Gavin Harrison, kolega Stevena z Porcupine Tree.

– Jest tu sporo pięknej, ale i wymagającej muzyki. Trzeba usiąść i słuchać jej w skupieniu – zapowiadał przed premierą Åkerfeldt. Warto sugestię Szweda wziąć sobie do serca. Wtedy przemiłe wrażenia z obcowania z płytą duetu są więcej niż prawdopodobne.