Strachy na Lachy – „doDekafonia”

17 września 2010
ok. 2 minut czytania

Nie dam sobie uciąć palca, że zrozumiałem wszystkie przesłania w tekstach na „doDekafonii”, co chyba należy zapisać na plus. W końcu Grabaż to nie 15-letni hiphopowy mentor, tylko muzyk z bogatym życiowym doświadczeniem i całym arsenałem ciekawych patentów na intrygujące teksty. Jest tutaj i bunt, są ciekawe historie, a przede wszystkim jest masa oryginalnych metafor, zbitek słownych, które na długo pozostaną w naszej głowie z zapaloną w mózgu czerwoną lampką „ale o co tutaj chodzi?!”. Ja nie zawsze wiem o co, być może nawet Grabaż miałby problem, żeby to wyjaśnić. Ale podobno w prawdziwej sztuce miejsca na niedopowiedzenia jest sporo. Nawet gdy ocieramy się o granicę absurdu, jest naprawdę ciekawie.

W kwestii muzyki też trudno się czegoś czepiać. Grabaż skierował Strachy trochę w kierunku starej Pidżamy Porno, za sprawą postawienia na gitary. Brzmienie jest utrzymane na całym krążku w podobnym klimacie i właśnie spójność stanowi spory atut krążka. Spodobają się pewnie przede wszystkim „Żyję w kraju”, numer tytułowy oraz „Dziewczyna o chłopięcych sutkach”. Właśnie w tych nagraniach widzę potencjalne single, może nawet przeboje.

Powtórzę raz jeszcze – nie mam pojęcia, czy właściwie odebrałem to, co chciał przekazać słuchaczowi Grabaż. Chciałbym mu jednak mocno podziękować za to, że w ogóle chciało mu się nagrać tak ciekawy, wielopłaszczyznowy album, który zmusza do myślenia. Tak więc – dziękuję.