Öszibarack – „Plim Plum Plam”

25 maja 2008
ok. 1 minuta czytania

Krążek „Moshi Moshi” sprzed czterech lat nakazywał bacznie się przyglądać dalszym poczynaniom Patrisii, Agima, Zmazika i Dogiela. Wrocławski kwartet wysoko zawieszoną za sprawą debiutu poprzeczkę, pokonał za pierwszym skokiem.

Mnogość inspiracji muzycznych na „Plim Plum Plam” zachwyca. Rozmach wydawnictwa i umiejętność przełożenia wspomnianych inspiracji na własne produkcje budzi szacunek. Brzmienie albumu ukazuje zaś wyraźnie, że i w Polsce można tworzyć muzykę na naprawdę wysokim, międzynarodowym poziomie.

Niektórzy będą wybrzydzać, że odniesienia do Goldfrapp, Röyksopp czy Moloko czasem poszły aż za daleko i z inspiracji przerodziły się w delikatne kopiowanie, osobiście jednak nie zgadzam się zupełnie z takim zarzutem. Patrisia nie bawi się tutaj w Alison Goldfrapp ani Róisín Murphy, nie próbuje roztaczać swą osobą aż tak mistycznej otoczki. Zarazem trudno się w jej wypadku do czegoś przyczepić. Podobnie zresztą jak do muzyków Öszibarack, którzy z gracją i kunsztem żonglują electro, popem i muzyką klubową, podlewając to wszystko tłustym, smakowitym sosem big bandowych wariacji.

Być może Wrocław pod względem infrastruktury nie jest jeszcze przygotowany do Euro 2012. Gdybyśmy jednak mieli wykazać miasto, które będzie naszą muzyczną wizytówką na czas tego turnieju to metropolia nad Odrą już dziś spełnia wszelkie wymogi. Öszibarack jest tego najjaśniejszym dowodem.