Take That – „Beautiful World”

28 grudnia 2006
ok. 2 minut czytania

Popularny w latach 90. brytyjski boysband (bez swojego niesfornego, acz diablo czarującego ogniwa – Robbiego Williamsa) postanowił ponownie rozpalić nieco kobiecych serc, wracając na scenę. I był to strzał w dziesiątkę. Niegdysiejsze nastolatki z wypiekami na twarzach pobiegły na koncerty. Idylla trwałaby zapewne jeszcze długo, gdyby nie właśnie nowy longplay o jakże zwodniczym tytule.

Powiem otwarcie – płyta jest słaba. I nie chodzi o to, że pozostaję obojętna na wdzięki Gary’ego Barlowa, Howarda Donalda, Jasona Orange’a i Marka Owena. Ponad dekadę temu również były mi one obojętne, jednak gardło me radośnie wydawało dźwięki łudząco przypominające piosenki „Relight My Fire”, „Could It Be Magic”, „Back For Good” czy „Babe”. Bo to były dobre numery. Kawał solidnego popu. Chwilami ciut ckliwego, ale cóż z tego. Melodie były ładne i o klasę lepsze od propozycji innych podobnych zespołów.

Tym razem otrzymaliśmy, niestety, miałką papkę pozbawioną jakiegokolwiek wdzięku. Nawet singlowy utwór „Patience” jest mało wyrazisty i w radiu wybrzmiewa niezauważony. Pozostałe kompozycje niewiele różnią się zarówno od wspomnianego nagrania, jak i reszty, a w niemal każdej słychać echa kwartetu The Beatles. Większość kawałków stanowi popłuczyny po znanych hitach bądź Take That, bądź innych tuzów popu. Weźmy na przykład „What You Belive”, który jest zuchwałą, acz nieudaną próbą powtórzenia sukcesu wspominanego już „Babe” z domieszką „Sorry Seems To Be The Hardest Word” Eltona Johna.

Jeśli panowie, a raczej ich producenci, myśleli, że romantyczne skrzypce wplecione tu i ówdzie załatwią sprawę, byli w błędzie. Wprawdzie smyki potrafią czynić cuda, ale nie w przypadku krążka „Beautiful World”. Co najgorsze, Anglicy kiepsko wypadają także wokalnie. Brak im już chłopięcego uroku, a wciąż nie posiadają męskiej zmysłowości.

Dawna kapela Take That potrafiła wzruszyć i poruszyć, choćby do tańca. Dziś może jedynie znudzić. Scena służy członkom boysbandu zdecydowanie lepiej niż studio i lepiej niech o tym pamiętają.