The Black Keys – \”El Camino\”

18 grudnia 2011
ok. 2 minut czytania

Połączenie sił przez Dana Auerbacha i Patricka Carneya z Danger Mouse\’em, jako współproducentem i współkompozytorem jedenastu piosenek z płyty, dało znakomity efekt. Niby mamy album mocno retro, z którego wyraźnie bije inspiracja starym rock and rollem, ale mający mocne, czyste, współczesne, naturalne brzmienie. Dan i Patrick poruszają się po doskonale znanym sobie terytorium drapieżnego rocka i blues rocka, lecz na siódmym krążku bije z nich też epickość glamrockowców, co nieco punka spod znaku The Clash, a wszystko poprzetykane jest od czasu do czasu oldschoolowymi klawiszami.

Płytę nagrano w Nashville, gdzie od lat urzęduje Jack White. Co prawda sławny kolega po fachu nie maczał palców w \”El Camino\”, ale na albumie The Black Keys często mamy organiczne, energetyczne, potężne dudnienie, jakie nie raz słyszeliśmy u The White Stripes. Nawet spokojne piosenki, jak chociażby \”Little Black Submarines\”, mutują w stronę solidnego przyłożenia, podbitego riffem jak u najlepszych rockowców z lat 60. i 70. Co najważniejsze, numery są dość równe. Może pod koniec The Black Keys nie są w stanie przykuć naszej uwagi tak skutecznie, jak w pierwszej połowie, lecz obecność takich kawałków jak singlowy \”Lonely Boy\”, \”Money Maker\” albo tanecznie bujająca \”Sister\” nieliczne minusy niwelują bardzo skutecznie.

\”El Camino\” to udane podsumowanie 10-lecia zespołu. Niby retro, ale jednak mocno osadzone we współczesności. Zdecydowanie warto się wybrać z The Black Keys w tę niespełna 40-minutową podróż. Bez względu na motoryzacyjne preferencje.