The Internet – „Ego Death”

28 lipca 2015
ok. 1 minuta czytania

„Ego Death” to muzyczny odpowiednik lodów. Nie kwaskowych, dietetycznych sorbetów, ale tych pełnomlecznych, aksamitnych na dodatek z karmelową polewą. Utwory z tego krążka po prostu rozpływają się… w uszach. Syd tha Kyd, Matt Martians oraz ich współpracownicy i goście serwują przepyszną mieszankę zmysłowego soulu i ciepłej elektroniki z jazzową posypką i nieprzesadnie wrzuconymi bakaliami w postaci hip-hopu, psychodelii. Treściwa, słodka, ale na pewno nie mdląca rzecz.

Żadnych ckliwości, banałów, za to z odrobiną mroku, surowości („Special Affair”) czy dla kontrastu egzotyki („Go With”). Co ciekawe, to wszystko niemal wyłącznie z kobiecymi wokalami – Syd, ale także rozanielonej tu Janelle Monáe („Gabby”). Brzmienie jest pełne, nasycone i zharmonizowane, produkcja dopieszczona, a całość po prostu dojrzała i przemyślana. Najfajniejsze, że The Internet nie próbują wyważyć otwartych drzwi. Nie silą się na innowacje, eksperymenty, brawurowe rozwiązania. Wręcz przeciwnie, czerpią z klasyki, sprawdzonych patentów, starają się być przyjaźni słuchaczowi, a wszystko łączą z wielkim wyczuciem.

The Internet rozwijają się i coraz lepiej kształtują swój styl, charakter. „Ego Death” to dzieło niemal kompletne, bogate, różnorodne, wielobarwne. Hitów na listy przebojów tu brak, ale smakowitych kawałków dostajemy w bród.