The Raveonettes – „Observator”

14 września 2012
ok. 1 minuta czytania

Te popularne w Skandynawii łakocie są dość specyficzne. Niby to słodycze, a jednak nutka goryczy jest wyraźna. Z jednej strony świeże, jakby anyżkowe, z drugiej w większej dawce przyprawią o mdłości. Na dodatek są czarne. To samo mamy z albumem „Observator”. To wciąż The Raveonettes. Klimat filmów noir, słodkie melodie, gorzkie garażowe brzmienie. Rockowy zgiełk w idealnej harmonii z eterycznymi wokalami. Sprzężenia, metaliczne gitary, ale i czyste fortepianowe pasaże. Odrobina zadziorności zderzona z melancholią. Niby nic nowego, a jednak wciąż urzeka.

Duński duet prawdopodobnie nie przeskoczy poziomu dwóch pierwszych wydawnictw – wściekłej EP-ki „Whip It On” i przebojowego longplaya „Chain Gang of Love”. Na „Observator” próżno szukać wyraźnie wyróżniających się piosenek, numerów, które z miejsca znajdą drogę do naszego serca. Zespół też z rzadka zaskakuje (dość rozmarzone, dreampopowe „The Enemy”). Pół godziny z nowym materiałem The Raveonettes mija jednak naprawdę miło i przyjemnie. Zespół niby kurczowo trzyma się sprawdzonej formuły, ale właśnie na tym polega sztuka – to formuła na tyle dobra, że wciąż się sprawdza.

„Observator” zapewnia nieco ponad 30 minut naprawdę udanego rockowego popu lub jak kto woli popowego rocka, w alternatywnym, nieco przybrudzonym, słodko-gorzkim wydaniu.