Tom Jones – „24 Hours”

6 sierpnia 2009
ok. 1 minuta czytania

„24 Hours” brzmi tak, jak wiele najciekawszych „biało-czarnych” płyt z ostatnich miesięcy. Trochę soulu lat 60., dużo naprawdę tłustego funku, a to wszystko w klimacie dobrego, przebojowego popu. Kiedy jednak za taką muzykę biorą się młodzi ludzie, mamy do czynienia z inspirowaniem się. Tymczasem Tom Jones wraz z producentami albumu, formacją Future Cat, cofnęli się po prostu do korzeni Walijczyka.

Płyta brzmi pięknie i w pełni autentycznie. Głos Jonesa wciąż zachwyca swoją barwą, ciepłem, siłą. Mamy tutaj zarówno imprezowe szlagiery, takie jak „I’m Alive”, „Feels Like Music” (bomba, funk najczystszej próby!), jak i spokojne, nastrojowe kawałki, przy których niejedną łezkę uronią fanki muzyka w wieku średnim. „We Got Love”, „Seasons” czy „24 Hours” z pewnością przypomną im piękne czasy szalonej młodości, gdy wzdychały do plakatów Toma Jonesa zawieszanych na tandetnej tapecie.

Kilka lat temu wydawało się, że muzykowi z Walii pozostała już tylko spokojna, bogata emerytura. Tymczasem w nim wciąż kipi prawdziwy wulkan, jest mnóstwo energii. Dobitnie słychać, że Tom Jones nie musiał nagrywać tego krążka z jakichkolwiek pobudek marketingowych, on po prostu chciał z klasą przypomnieć się fanom dobrej muzyki. Udało się w pełni.