Vader – \”Necropolis\”

11 lutego 2010
ok. 2 minut czytania

Po \”The Art Of War\” i \”Impressions In Blood\” wydawało się, że Vader złapał drugi oddech i pokaże, że jeszcze na wiele go stać. Być może tak jest, ale \”Necropolis\” na pewno nie jest albumem, który sprawi, że gawiedź rozdziawi gęby ze zdziwienia i podziwu. Nie chodzi o oklepaną metaforykę, bo gdyby tego się czepiać, trzeba by \”zjechać\” co drugą płytę metalową. Po posypaniu się składu coś się zacięło w tej maszynie. Vogg, wspierający Vader na koncertach, nie odcisnął śladu na płycie. Szkoda, bo gitarzystą jest nietuzinkowym i gdyby udało się z nim dogadać, usłyszelibyśmy więcej ciekawych riffów i przede wszystkim solówek, które są tu marne i schematyczne do bólu. Peterowi zabrakło ciekawych pomysłów i kogoś, kto mógłby dodać coś od siebie, zasugerować jakieś rozwiązania, może z czymś by się nie zgodził i przeforsował lepszą koncepcję. Bracia Wiesławscy i Tue Madsen cudów nie mogli zrobić z takim materiałem wyjściowym. Od zespołów o statusie Vadera wymaga się więcej niż od raczkujących na scenie. Odegranie znanych patentów jest normalne w death metalu, ale niech to ma w sobie siłę rażenia, ikrę. Może być blastowato, innym razem walcowato, jeszcze innym blastowato-walcowato, lecz wlejmy w to trochę serca i duszy. \”Necropolis\” sprawia wrażenie nie najlepszego równania w stylu – dwie rąbanki, jeden walec, blast, znowu walec, i tak dalej. Płyta powinna być odwzorowaniem stanu ducha i umysłu w określonym czasie. Ja zaś tu wyczuwam sporo kalkulowania.

Brzmieniowo pachnie old schoolem. Jeśli Peterowi zależało właśnie na tym, to cel osiągnął. Jednakże stara szkoła może mieć różny wizerunek – być dostojną, dobrze zachowaną budowlą albo rozpadającą się, zatęchłą ruderą. Ta Vaderowa jest gdzieś pomiędzy, z tendencją do gorszego scenariusza. Nie godzi się zespołowi na tym poziomie pakować na album czegoś takiego, jak \”The Seal\”. Jeśli tym razem Siegmar był niedostępny, czy nie dało się wykorzystać innego zdolnego muzyka do skomponowania ciekawego przerywnika? Bez przesady. Akurat w ekstremalnej muzie talentów ci u nas dostatek. \”Summoning The Futura\” swoją rolę spełnia w stopniu wystarczającym. Poza tym dwa intermezza na płycie trwającej nieco ponad 33 minuty?! A gdy do tego dodać kilka minut ciszy po najlepszym na płycie ukłonie w stronę Judas Priest – \”When The Sun Drowns In Dark\”, to grania pozostaje naprawdę niewiele. Ożywiłem się jeszcze przy pędzącym z hiperprędkością \”Blast\” i dość zwalistym, dostojnym \”Impure\”. Przy reszcie ziewałem, niestety.

Vader jeszcze nie jest w mieście umarłych, ale delikatny kroczek w jego stronę wykonał. Czas zebrać hordę z prawdziwego zdarzenia, w której będzie odpowiednia chemia i zaatakować ponownie. Oby skutecznie. Vaderze, niech moc będzie z tobą, bo będzie ci potrzebna.