Vallenfyre – „A Fragile King”

29 października 2011
ok. 2 minut czytania

Z debiutancką płytą grupy koniecznie powinni zapoznać się fani uwielbiający chropowatą zwalistość Hellhammer i wczesnego Celtic Frost czy też szwedzką szkołę death metalu z Nihilist/Entombed jako prymusami. Ale to nie wszystko! Dodajmy masywny ciężar riffów Black Sabbath, paru jego dzieci (Candlemass, Trouble) oraz doommetalowych wnuków pokroju… Paradise Lost u zarania dziejów kapeli Grega (posłuchajcie „A Thousand Martyrs” albo „Seeds”) plus grindcorową nawalankę à la wczesne Napalm Death, Carcass, (początek „Ravenous Whore”), a objawi się wam pełny obraz wielce ciekawego tworu pod nazwą Vallenfyre. Poruszającego się z dynamiką crustpunkowo-hardcorowo-motörheadową.

Greg poza graniem na gitarze jest też wokalistą. I z tej roli wywiązuje się przekonująco. Kto by pomyślał, że facet z nieśmiałością nastolatka wypowiadający się do mediów potrafi wydobyć z siebie taki growling! Trzeba jednak koniecznie zauważyć, że doskonały efekt debiutu udało się osiągnąć dzięki znakomitym i znanym sekundantom, Hamishowi Glencrossowi z My Dying Bride oraz Adrianowi Erlandssonowi, który na co dzień bębni w Paradise Lost, a do starej szkoły szwedzkiego death metalu chodził w At The Gates. Nieco mniej znani są gitarzysta Mully (techniczny Grega w Paradise Lost) i basista Scoot (Doom, Alehammer), lecz pracę wykonują także naprawdę znakomitą. Do tego płyta ma dobrze dopasowane brzmienie. Nie za sterylnie nowoczesne, nie za bardzo osadzone w przeszłości.

„A Fragile King” to taki długo odkładany doktorat, napisany w końcu po wykonaniu skrupulatnych, pogłębionych wieloletnich badań. Choć w muzyce grupy Grega słychać wiele odniesień, których zresztą Anglik się nie wypiera, zostały one tak zgrabnie połączone, że w ogóle to nie wadzi. Dostajemy coś w stylu podręcznego wydania encyklopedii ekstremalnego metalu. Dobrze napisanej, z idealnie dobranymi ilustracjami. Zrodzonej z tragedii, jaką była śmierć ojca Grega z powodu choroby nowotworowej. Właśnie Johnowi Mackintoshowi płyta jest dedykowana. Z cierpienia powstają czasem dzieła sztuki. „A Fragile King” nim jest. Nazwa Vallenfyre, jak wyjaśnił Greg, oznacza „wielki ogień”. Rzeczywiście, gdy słucha się tej płyty robi się bardzo, bardzo gorąco.