Waglewski, Fisz, Emade – „Męska muzyka”

14 lutego 2008
ok. 1 minuta czytania

Album nie rozczaruje miłośników świetnych tekstów. Pan Wojciech swym odrobinę zmęczonym, smutnym, ale wciąż niezwykle ekspresyjnym głosem, przemyca na płytę dojrzałość, nutę refleksji i bagaż doświadczeń. Nie moralizuje, nie nawraca, jest za to świetnym narratorem życiowych treści. Dosadnie, wprost, bez ozdobników. Fisz, który w wielu momentach… śpiewa (!), a nie rapuje, jest o wiele bardziej otwarty na zabawę słowami. W jego historiach możemy doszukać się drugiego dna, wyłapać wiele ciekawych wniosków, metafor. Z dala od banału, grafomanii i z właściwą sobie błyskotliwością.

Fani bogatej i pełnej różnorodnych wpływów muzyki także będą usatysfakcjonowani. Emade swoim wyczuciem zamienił produkcję „Męskiej muzyki” w magiczną szafę grającą. Co rusz wypadają z niej brzmieniowe drobiazgi, a to trochę bluesa, a to nienachalna elektronika, a to wręcz punkowa energia. Wszystko spojone klamrą mocnego, męskiego rockowego grania – zdecydowanego, płynącego jak trzeba, świetnie skomponowanego i zaaranżowanego.

Wspólna płyta trzech panów z muzycznej rodziny Waglewskich to coś, na co wygłodniali sympatycy oryginalnej, polskiej muzyki czekali od lat. Efektowna, ale nie efekciarska, szczera, ale nie ckliwa, prosta, ale nie prostacka – taka jest „Męska muzyka”.