Wilki – „Światło i mrok”

14 listopada 2012
ok. 2 minut czytania

Przede wszystkim, nowe dokonanie Gawlińskiego i spółki powinno przypaść do gustu starszym fanom zespołu, tym, którzy kręcili nosem na bardziej popowe oblicze zespołu i przeboje pokroju „Love Story” czy „Baśka”. Nie chodzi jednak o powrót do korzeni, jest po prostu inaczej. Zresztą lider zapowiadał, że będzie bardziej gitarowo i dotrzymał słowa. Płyta startuje od mocnego uderzenia w postaci utworu tytułowego – jest głośno i wcale, jak na Wilki, nie tak grzecznie, kolorytu dodają indiańskie zaśpiewy, które pojawiają się w drugiej połowie numeru. Najważniejsze, że na otwierającym kawałku się nie skończyło, bo utworów w tempie średnim czy szybszym jest na płycie więcej. Początek „Pieśni wieloryba” to niemal gitarowy atak, pięknie jedzie też „Srebrny pył”. Najefektowniej prezentuje się jednak chyba „Syriusz”, który równie dobrze mógłby trafić do repertuaru chłopaków z Myslovitz.

Mowa była wcześniej o indiańskich elementach. Przewijają się one przez całą płytę (o tym, że rdzenni Amerykanie odcisnęli piętno na albumie mówi już okładka), najbardziej dają o sobie znać w szamańskim i bez wątpienia najciekawszym w zestawie „Świat to fajne miejsce”, które z powodu aury może przywodzić na myśl niektóre kompozycje The Doors („The End”, „My Wild Love”). Materiał powstawał ponoć w Polsce, ale brzmi jakby artyści podczas nagrań nieraz gonili węża po pustyni.

Najsłabiej wypadają niestety utwory wolne, których panowie popełnili kilka, a które, niestety zaniżają ocenę całości. Jak bardzo sztampowe jest „Miłości kwiat nieśmiały” można sobie już wyobrazić po samym zapoznaniu się z tekstem refrenu: „Tyle jest przed tobą dni/tyle pozostało chwil wspaniałych/Tyle dobrych i złych lat/rozstań i miłości kwiat nieśmiały”…

Najważniejsze, że panowie wyrażają chęć powrotu na właściwe tory. W przyszłości mogą więc jeszcze namieszać.