Wydany właśnie album „Nowa Ex-Tradycja” (swoją drogą brawa za tytuł) to bowiem znacznie więcej niż połączenie tradycji i mocnego grania. Owszem, nie brakuje elementów obydwu gatunków, muzyka formacji skrywa jednak ogrom innych, często nietypowych pomysłów.
Pierwsze słowo, które przychodzi do głowy po zapoznaniu się z materiałem to intrygujący. Używam określenia „intrygujący”, nie po to, aby w dyplomatyczny sposób powiedzieć, że płyta choć artystycznie udana, jest tworem raczej trudnym i niekoniecznie przystępnym. Pisząc „intrygujący”, mam na myśli niepokojący i wciągający niczym dobry film grozy. „Nowa Ex-Tradycja” ma nadzwyczajny, lekko przerażający, ale i hipnotyzujący klimat. Plemiennym perkusyjnym rytmom towarzyszy „nawiedzony niewieści śpiew” i całe mnóstwo aranżacyjnych perełek z rozhulanymi smykami na czele. Nie brakuje też „zwyczajnych” muzycznych smaczków – basu rodem z The Cure, hałasujących bębnów, akustycznych dodatków. Co najważniejsze każdy utwór zaskakuje. Zmiany tempa, stylu, muzycznej barwy… od skocznych, zdawać by się mogło tanecznie lekkich motywów po przerażająco mroczne dudnienia (utwór „Żywiołak” to prawdziwy majstersztyk).
– Słowo Żywiołak ma jednoznacznie oddać energię wykonywanej przez nas muzyki…”Żywiołak” to wytwór naszych słowiańskich wyobraźni. „Żywiołak” to muzyka żywiołów – wyjaśniają artyści. I wszystko znakomicie, ale jak „Żywiołaka” wymówią obce narody? A wymawiać będą chciały, bo muzyka grupy bez problemu powinna dotrzeć do serc nie tylko Polaków.
Folk w wykonaniu twórców „Nowej Ex-Tradycji” nie jest przaśny czy ludyczny. To podana w wyjątkowy sposób mieszanka słowiańskiej duszy, średniowiecznego bohaterstwa i okiełznanego hałasu. To jak taniec z Chochołem, przygoda w Sherwood i rockowy koncert w jednym. Zespół sugeruje określenie „polska muzyka neoludowa”, ja bym zmieniła na „dobra muzyka neoludowa”.